Końcówka maja to już przedsmak zbliżających się wakacji co umożliwia wygospodarowanie czasu na zajęcia poza murami szkoły. Moja propozycja odbycia wyprawy w teren została przez wychowawczynię VI klasy lubskiej 2 –ki przyjęta z zadowoleniem. W ustalonym dniu 23 osobowa grupa uczniów z dwójką opiekunek o 9-tej rano dotarła do zalewu ‘’Karaś ‘’skąd zgodnie z obietnicą miałem ich poprowadzić leśnymi duktami do naszej Rybakówki. I tu pierwsza niespodzianka. Informuję telefonicznie opiekunkę grupy, iż w celu uatrakcyjnienia wycieczki zmieniłem nasze ustalenia wnosząc do nich pewne elementy gry terenowej. Aby ją rozpocząć, w stojącej nad zalewem drewnianej wiacie należy odszukać ukryty tam list, w którym zawarte są wskazówki odnośnie trasy marszu i zadań do wykonania. Po kilku minutach otrzymuję informację, że list został odszukany i grupa wyrusza na trasę. Do pokonania mają odległość między zalewem i obiektem ‘’ Chełmno ‘’. Po drodze 5 zadań do wykonania kierując się wskazówkami zawartymi w ukrytym, a później odszukanym liście.
Trasę marszu wskazywały zawieszone na drzewach kawałeczki taśmy sygnalizacyjnej. Po drodze należało wypatrywać przedmiotów, które nie powinny znaleźć się w lesie bo w nich umieściłem informacje na temat zadania, jakie należało wykonać. W pierwszym zadaniowym punkcie młodzież poszukiwała ukrytych worków na śmieci, które powinny być pozbierane na trasie. W punkcie drugim należało odszukać niespodziankę, a były to zawieszone na drzewie parostki rogacza. Zadanie to okazało się za trudne bo niespodzianki nie odnaleziono.
Zadaniem w punkcie trzecim było poszukiwanie 10-ciu wnyków/ z zielonego sznurka /, które rozstawiłem w okolicznym lesie. Kolejna niespodzianka w postaci figurki daniela oczekiwała na odszukanie w punkcie czwartym. Ostatnim na trasie zadaniem było polecenie odszukania zawieszonej na drzewie sygnałówki i ‘’ otrąbienie ‘’ wykonania zadań.
Ukryty w pobliskim brzeziniaku z rozbawieniem obserwowałem rozbiegane po lesie dzieciaki, które na wyścigi usiłowały odnaleźć sygnałówkę. Kiedy im się to w końcu udało i dotarł do mnie jej sygnał, wyszedłem z ukrycia, powitałem tropicieli i opiekunki po czym groblą wokół stawu ruszyliśmy w stronę Rybakówki. Po drodze pokazałem grupie sztuczne gniazda dla kaczek, a w jednym z nich wysiadującą przyszłą kaczą mamę.
Ciepła aura i długa trasa marszu dawały o sobie znać więc szybko zapłonęło ognisko, a na wcześniej przygotowanych patykach zawisły nad nim kiełbaski. Podczas gdy najbardziej zmęczeni i zgłodniali tropiciele odpoczywali, ci będący w lepszej formie przystąpili kolejno do strzelania z wiatrówki. Te zaimprowizowane mistrzostwa wyłoniły trzech najlepszych strzelców, którzy zostali uhonorowani medalami. Kiedy już wszyscy odpoczęli i uzupełnili zapasy energii, pełni przeżytych wrażeń, zadowoleni z mile spędzonego na łonie przyrody czasu, wyruszyli w drogę powrotną. Nad stawem umilkł gwar głosów. Z nadbrzeżnych trzcin znów było słychać głos trzcinniczka, a o niedawnej tu obecności młodych tropicieli świadczyło dogasające ognisko i opalone końcówki kijków, na których pieczono kiełbaski.
R.K.