Na nęcisku.
Różne są opinie myśliwych o polowaniu na nęciskach i to nie dziwi. Taki sposób polowania w ocenie jeszcze niezbyt wypierzonych fryców to nie łowy, ale najłatwiejszy sposób zdobycia zwierza, to tak jakby pójść po mięso do lodówki. Kiedy zaczynałem przygodę z łowiectwem uważałem podobnie. Bo czy młody, zapalony myśliwy potrafi godzinami wysiedzieć w jednym miejscu i czekać cierpliwie na pojawienie się zwierza? Z pewnością takich jest niewielu. Nemrodzi z długoletnim stażem są bardziej wyrozumiali i ich opinie o takim polowaniu są w większości pozytywne choć niewielu, z którymi rozmawiałem, preferuje takie łowy. Spróbuję odnieść się do tych opinii korzystając z własnego doświadczenia.
A zatem, jakie są plusy takiego polowania na nęciskach? Bo wg mnie jest ich więcej.
Zaliczam do nich m.in. utrzymanie spokoju w łowisku, możliwość wyboru strzelanej sztuki i unikanie pomyłek, naukę cierpliwości, a także oszczędności w gospodarowaniu wydolnością organizmu (dotyczy tylko naprawdę wiekowych kolegów po strzelbie). Rozwijając powyższe szerzej: zasiadając przy nęcisku obojętnie czy na zwyżce, ambonce, czy wprost na ziemi, nie kręcę się po łowisku powodując niepokój jego mieszkańców. Odwiedzając to miejsce co kilka dni poznaję pełną paletę jego gości, a nawet pory tych odwiedzin. Polując na dziki mogę wybierać, czy strzelić warchlaka, przelatka czy grubszą sztukę. Strzelenie przez pomyłkę prowadzącej lochy jest praktycznie niemożliwe. Tylko od mojej cierpliwości i odpowiedniej pogody zależy czy dojdzie do spotkania z oczekiwaną zwierzyną. Wbrew obiegowym opiniom, że takie polowanie to łatwy sposób strzelenia dzika czy lisa, nie jest to takie oczywiste.
I tu wskażę ujemne strony nęcenia.
Aby odnieść sukces należy systematycznie co kilka dni wykładać przynętę, a przed zaplanowanym polowaniem codziennie. Niestety powoduje to pozostawianie śladów naszej obecności i sprawia, że nęcony zwierz podchodzi tam bardzo ostrożnie. Wielokrotnie doświadczałem sytuacji, kiedy ostrzegawczy pomruk prowadzącej lochy lub fuknięcie pojedynka świadczyło, iż zostałem namierzony i tej nocy te dziki już na nęcisku się nie pojawią. Odwiedzający nęcisko przechera zwykle okrąży je w bezpiecznej odległości i wycofa się często niezauważony jeżeli nie będzie miał pewności, że nic mu nie grozi. Jeżeli wiemy, z jakiego kierunku przychodzi wcześniej zaobserwowana zwierzyna, a robi to zwykle pod wiatr, to przy wietrze w plecy w zasadzie zajmowanie stanowiska skazane jest na porażkę. Nawet przy korzystnym wietrze często się zdarza, że w najważniejszym momencie wiatrem zakręci i ,,jest po ptakach’’. Z tego wniosek, że bezwietrzna aura jest optymalnym czasem na takie polowanie. Konieczność niejednokrotnie kilkugodzinnego oczekiwania wymaga cierpliwości i odpowiedniego ekwipunku. Podczas bezwietrznej pogody i absolutnej ciszy w łowisku nie może być mowy o szeleszczącej odzieży czy dźwięku odbezpieczanej broni. Te odgłosy bez trudu wychwyci rudzielec podchodzący do nęciska i niechybnie zrezygnuje z posiłku. Polując na dziki z podchodu mamy większą możliwość dostosowania się do zmieniającego się kierunku wiatru. Na nęcisku jest to wykluczone. Te wszystkie niby drobne, ale jakże ważne dla osiągnięcia sukcesu niuanse sprawiają, że mimo zaobserwowanej przez nas częstej bytności zwierza na nęcisku, do strzału dochodzi sporadycznie. Porównując moje wyniki osiągane tym sposobem polowania z wynikami aktywnie polujących w sposób „tradycyjny” kolegów, wypadam w tym porównaniu mizernie. Ale nie chodzi tu przecież o współzawodnictwo. Moim kolegom nie zazdroszczę lecz szczerze im gratuluję. Wielokrotnie odkładałem sztucer gdy na nęcisku pojawiał się czarnuch znacznych rozmiarów, a ja czekałem na przelatka. Czasem nieopatrznie opowiadałem o tym kolegom po strzelbie wywołując ich szczere zdziwienie. Niektórzy z nich nie bardzo mogli zrozumieć, jak można siedzieć kilka godzin na zwyżce i w decydującym momencie zrezygnować ze strzału. Wierzę, że kiedyś to zrozumieją. Poruszam ten temat aby pokazać, że polowanie na nęcisku wymaga także myśliwskiego doświadczenia i często przynosi wiele niespotykanych przeżyć.
Ryszard Kałużny