Nowa ambona „jest git!”

Łowczy zarządził: zbiórka w sobotę o 8.00, wyjazd o 8.05. Kto się spóźni nie dostąpi zaszczytu wyjazdu w łowisko w moim towarzystwie.

Jako, że Marek ma wśród naszej braci niekwestionowany posłuch, stawiliśmy się karnie przed wyznaczoną godziną. Niektórzy z nas, aby nie przysnąć, „czuwali” do świtu, co było widać po przekrwionych oczach i zmęczonych twarzach. Ustawianie ambony w Jego towarzystwie to czysta przyjemność i prawie relaks w renomowanym SPA. A wynika to z tej prostej przyczyny, że łowczy bierze na siebie najcięższe prace, nam pozostawiając takie drobnostki jak korowanie czy podawanie gwoździ.

Wyjechaliśmy prawie o wyznaczonej 8.05 – no może pół godziny później, bo łowczy zdecydował, aby trochę poczekać na Janka, który być może wczoraj trochę „zaniemógł”. W drodze do łowiska zajechaliśmy do niezastąpionego jak dotąd Stasia, który czekał już przy swoim ciągniku. Był tam też – ku naszemu zdumieniu – w doskonałej formie Janek, na którego jak się okazało niepotrzebnie czekaliśmy z powodu niecnych sugestii łowczego. Załadowaliśmy pudło ambony i po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.

Pod kierunkiem łowczego sprawnie połączyliśmy przywiezione pudło ze „zgrabnymi nogami” i przystąpiliśmy do ustawiania kompletnej już ambony. Niespodzianek nie było. Doświadczona ekipa pod odpowiednim kierownictwem nie zawiodła. Posadowienie ambony i przystawienie wcześniej przygotowanej drabiny trwało kilkanaście minut, po których Krzysiek jako pierwszy wszedł na górę i skonstatował: „jest git!”.


Jeszcze tylko porządkowanie terenu, zbieranie narzędzi i koniec roboty. Robert wzywa ekipę do pamiątkowej fotografii – nie ma go na niej – nie ma na niej także jego ojca Lecha, naszego długoletniego członka Koła „Jeleń” Brody, który niechybnie nadzorował nasze poczynania z Krainy Wiecznych Łowów, dokąd św. Hubert powołał go na początku marca br.

Kończymy trochę zawiedzeni, że łowczy nie otwiera swojego bagażnika, w którym zawsze miał przygotowane specjały na podsumowanie dobrej roboty. Ale jego słowa: „zapraszam do siebie na grilla ” natychmiast poprawiają humory.
Wracamy zadowoleni z wykonanej roboty w łowisku, a po cichu i z tego, że łowczy i tym razem nie zawiódł.

R.Kałużny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *